Jules Verne
Bez przewrotu
(Rozdział XIII-XVI)
Tłumaczyła Julia Zaleska
56 ilustracji George'a Rouxa
Nakładem Księgarni Teodora Paprockiego i Spółki
1892
© Andrzej Zydorczak
Rozdział XIII
Na końcu którego J. T. Maston daje odpowiedź, godną bohatera.
ymczsem czas postępował, a prawdopodobnie razem z nim postępowały prace, które prezes Barbicane i kapitan Nicholl wykonywali w warunkach tak szczególnych, w miejscu nikomu nieznanem.
Z tem wszystkiem, jak to być mogło, aby operacya, wymagająca wybudowania wielkiej huty, zbudowania ogromnych pieców, mogących wylać machinę milion razy większą od największego działa, która wymagała zamówienia kilku tysięcy robotników, przewiezienia ich, ulokowania, – jakim, mówię, sposobem stać się mogło, aby to całe przedsięwzięcie uszło baczności interesowanych? W jakiej, u licha, części Starego czy Nowego Lądu Brabicane and Co. mogli się potajemnie usadowić i nie zwrócić uwagi mieszkańców okolicznych? Miałoż to miejsce na jakiej niezamieszkałej wyspie Spokojnego lub Indyjskiego oceanu? Ależ w naszym wieku niema wcale wysp niezamieszkałych: anglicy, co gdzie tylko było, pozabierali. Chyba nowe Stowarzyszenie nową wyspę umyślnie na ten cel wyszukało? Co zaś do przypuszczenia, że to w jakimś punkcie podbiegunowym, północnym lub południowym, założyło ono swe huty, nie! toby było całkiem przeciwne możliwości. Przecież dlatego właśnie, że nie można dostać się do tych stref oddalonych, North Polar Practical Association postanowiło je z miejsca na miejsce przestawić.
Zresztą, szukać prezesa Barbicane i kapitana Nicholl po tych lądach i wyspach, nawet w ich częściach względnie dostępnych, byłoby stratą daremną czasu. Czyż kajecik, pochwycony u prezesa Klubu Strzeleckiego, nie wspominał, że strzał miał mieć miejsce mniej więcej na linii równika? Otóż na równiku znajdowały się strefy mieszkalne, jeśli nie przez ucywilizowanych ludzi zamieszkałe. Jeśli tedy w okolicy linii równikowej niegodziwcy się usadowili, nie mogło to być ani w Ameryce, przez całą długość Peru i Brazylii, ani na wyspach Sondzkich, Sumatrze, Borneo lub Celebes, ani też w Nowej-Gwinei, gdzie podobna operacya nie mogłaby być przeprowadzoną bez wiedzy krajowców tamtejszych. Prawdopodobnie zarówno nie mogła być utrzymaną w tajemnicy w środkowej Afryce, ani w okolicach wielkich jezior, przez które przechodzi równik. Pozostawały jeszcze co prawda wyspy Maldywskie na oceanie Indyjskim, wyspy Admiralskie, Gilbert, Christmas, Galapagos na oceanie Spokojnym, San Pedro na Atlantyckim. Ale wiadomości, zasięgane w tych przeróżnych miejscach, nie dały żadnego rezultatu. To też trzeba było poprzestać na domysłach i przypuszczeniach, które nie były jej natury, by mogły uspokoić powszechną trwogę.
Ale co o tem wszystkiem myślał Alcyd Pierdeux? Więcej „siarczysty” jak zazwyczaj, nie przestawał suszyć głowy nad różnorodnemi następstwami tej zagadki. Że kapitan Nicholl wynalazł materyę eksplodującą tak wielkiej potęgi, że odkrył ten meli-melonit siły trzy lub cztery tysiące razy większej niż siła najgwałtowniejszych eksplodujących materyj wojennych, a pięć tysięcy sześćset razy silniejszy niż nasz stary, poczciwy proch armatni, przez naszych przodków jeszcze używany, to już samo było nietylko dziwnem, ale zdumiewającem! – mówił Pierdeux – wszelako nie niemożliwem. Nie można wiedzieć, co przed nami kryje przyszłość, jakie niespodzianki gotuje nam postęp na tej drodze, umożliwiający sprzątanie całych armij, i to Bóg wie w jakiej odległości. Zresztą owo wyprostowanie osi ziemskiej, sprawione odskokiem armatniego działa, nie mogło tak dalece zadziwiać francuzkiego inżyniera. To też zwracając się in petto do promotora tego przedsiębiorstwa, tak mówił:
– Jest rzeczą niezaprzeczoną, panie prezesie Barbicane, że ziemia odczuwa uderzenie wszelkich wstrząśnień, zdarzających się na jej powierzchni. Jest rzeczą pewną, że gdy setki tysięcy ludzi bawią się w posyłanie sobie nawzajem tysięcy pocisków, ważących każdy kilka kilogramów, a nawet wtedy, gdy ja sam chodzę, skaczę, wyciągam rękę, nawet wtedy, gdy kulka krwi przelewa się w moich żyłach, wszystko to oddziaływa na całość naszej sferoidy. Więc tedy ta twoja wielka machina jest w mocy sprawić żądane wstrząśnienie? Ależ, do kaduka! czyż to wstrząśnienie będzie wystarczającem, by zachwiać ziemię? A tego właśnie chcą dowieść najstanowczej równania tego bydlęcia Mastona. No, proszę!
W istocie, Alcyd Pierdeux mógł tylko podziwiać genialne obliczenia sekretarza Klubu Strzeleckiego, dawane do przejrzenia przez członków komisyi śledczej wszystkim uczonym, którzy byli w stanie je zrozumieć. A Alcyd Pierdeux, który czytał algebrę z taką łatwością, jak się czyta „Tygodnik Mód” lub „Bibliotekę Romansów i Powieści”, znajdował w tej lekturze urok nieopisany.
Ale, jeśli to zachwianie nastąpi, ileż to będzie katastrof na powierzchni naszej sferoidy! Co zalewów, miast wywróconych do góry nogami, gór zawalonych, mieszkańców zabitych, mas płynnych wyrzuconych z łożysk i sprowadzających przerażające klęski!
Byłoby to jak gdyby trzęsienie ziemi niepomiernie gwałtowne.
– Gdyby chociaż – mruczał Alcyd Pierdeux, – gdyby ten dyabelski proch kapitana Nicholl miał mniej mocy, możnaby spodziewać się, że pocisk wróci uderzyć o ziemię, czy to w część jej leżącą przed czy też za punktem strzału, naturalnie okrążywszy wprzód kulę ziemską. A w takim razie wszystko powróciłoby na miejsce, i to w czasie względnie niedługim – naturalnie bez katastrof nie obyłoby się, to już niema i gadania. Otóż dzięki ich meli-melonitowi pocisk opisze linię krzywą i nie wróci przeprosić ziemię za zrobienie jej subiekcyi i ustawić ją na dawne miejsce!
Mówiąc to, Alcyd Pierdeux wymachiwał rękoma, jak przyrząd, stawiany na brzegach morza do dawania sygnałów; można było sądzić, że wszystko, co się znajdowało w promieniu dwóch metrów, podruzgocze na drobne kawałki.
Potem mówił znowu:
– Gdybyż przynajmniej wiadomem było, gdzie oni strzelić zamyślają, wtedy z łatwością doszedłbym, w jakich miejscach zmiana poziomu będzie małoznaczną, w jakich dojdzie do maximum. Wtedy możnaby uprzedzić ludzi, by się w porę z swych siedzib powynosili, żeby im domy i miasta nie zawaliły się na głowę. Ale jak tu dojść tego?
Wypowiedziawszy to gładził dłonią rzadkie włosy, zdobiące czaszkę.
– Być może – dodawał, – że następstwa wstrząśnienia będą bardziej skomplikowane, niż się napozór zdaje. Dlaczegóżby wulkany nie miały skorzystać ze sposobności i nie pozwolić sobie na wybuchy nieprzyzwoite? Czemużby nie miały, tak jak podróżny, cierpiący na morską chorobę, wyrzucać z siebie materye, zawadzające im we wnętrznościach? Dlaczegóżby niektóre oceany, wyprowadzone z łożysk do niepomiernej wysokości, nie miały zalać ich otwartych kraterów? Niech mnie dyabli porwą, jeśliby nie nastąpiły katastrofy, zdolne roztrzaskać machinę telluryczną! Och! ten przeklęty Maston, który obstaje przy swem milczeniu! Czy widzicie go, jak sobie igra z naszą kulą i próbuje swej zręczności na bilardzie wszechświata!
Tak dowodził Alcyd Pierdeux. Niedługo potem te przerażające hypotezy zostały pochwycone i roztrząsane przez dzienniki obu Światów. Wobec przewrotu, który wyniknie z operacyj Barbicane and Co., co znaczyły trąby morskie, zalewy, zrządzane przez przypływ morza, potopy, które od czasu do czasu pustoszą jakąś tam malutką część ziemi! Takie katastrofy są tylko cząstkowe. Gdy jakie kilka tysięcy ludzi zniknie z powierzchni ziemi, nieliczni pozostali odczują jakieś małe wrażenie! To też w miarę zbliżania się fatalnego terminu przestrach ogarniał najodważniejszych. Dopieroż mieli gratkę kaznodzieje, przepowiadający koniec świata! Dopieroż znaleźli się w swoim żywiole! Zdawało się, że powrócił ów pamiętny 1000 rok, w którym żyjący wyobrazili sobie, że będą strąceni do państwa umarłych.
Przypomnijcie sobie tylko, co się działo wówczas. Podług pewnego ustępu Apokalipsy, ludy sądziły, że dzień sądu się zbliża. Oczekiwały znaków gniewu, przepowiedzianych przez Pismo. Syn zatracenia, Antychryst, miał się pojawić.
„W ostatnim roku x wieku – opowiada H. Martin, – wszystko raptem ustało, rozrywki, zajęcia, interesy, wszystko, aż do uprawy pól. Po co, mówiono, myśleć o przyszłości, która nie nadejdzie? Myślmy lepiej o wieczności, którą jutro rozpocznie! Zadawalniano się zaspakajaniem chwilowych tylko potrzeb i zapisywano majątki, zamki i t.d. klasztorom, by sobie zapewnić protektorów w tem królestwie niebieskiem, do którego wkrótce wejść miano. Wiele aktów donacyi na rzecz kościołów z owej epoki zaczynają się od słów: „Jako koniec świata zbliża się, a upadek jego jest blizki…”. Gdy nadszedł fatalny termin, tłumy ludu gromadziły się nieustannie w bazylikach, kaplicach, świątyniach poświęconych Bogu, i wyczekiwały, drżąc ze strachu, na siedm trąb siedmiu aniołów ostatecznego sądu, które mają zagrzmieć z wysokości niebios.”
Wiadomo że pierwszy dzień roku 1000 zszedł bez najmniejszego zamieszania rządzących praw natury. Ale tu tym razem nie chodziło o przewrót oparty na tekście ciemności biblijnej. Szło tu o zmianę zaprowadzoną w równowadze ziemi, opartą na obliczeniach niezaprzeczonych i nie ulegających przeczeniu, szło tu o zamach, który postęp nauk balistycznych i mechanicznych czynił zupełnie możliwym. Tym razem to już morze nie miało wydać swych umarłych, i owszem, miało ono pochłonąć miliony żyjących w głębi swych nowo utworzonych przepaści.
Wynik tego wszystkiego był taki, że pomimo zmian zaszłych w umysłach pod wpływem nowoczesnych idej, przestrach doszedł do tego stopnia, że wielka liczba pobożnych praktyk z roku 1000 powtórzyła się z równem szaleństwem fanatyzmu. Nigdy dotąd nie robiono z takim pośpiechem przygotowań do odjazdu w świat lepszy. Nigdy równie długie litanie grzechów i nigdy w podobnej obfitości nie recytowały się u stóp konfesyonałów! Nigdy tylu absolucyj nie rozdano umierającym, żałującym in extremis. Zastanawiano się nawet nad tem, czyby nie żądać absolucyi powszechnej, którą brewe papieskie udzieliłoby wszystkim ludziom dobrej woli i dobrego strachu.
Położenie J. T. Mastona stawało się w tych warunkach coraz krytyczniejszem. Mistress Evangelina Scorbitt drżała ze strachu, by się nie stał pastwą zajadłości publicznej. Być może nawet że przychodziła jej chętka skłaniać go do wymówienia tego słowa, które taił z bezprzykładną stanowczością. Jednak nie odważyła się na to i dobrze zrobiła, naraziłaby się była bowiem na kategoryczną odmowę.
Jak to łatwo sobie wystawić, nawet w mieście Baltimore, szarpanem gorączką strachu, trudno było ludność od gwałtu powstrzymać. Strach jej i rozdrażnienie podniecane były przez większość dzienników Związku amerykańskiego, przez depesze, które nadchodziły „z czterech końców ziemi”, mówiąc językiem, którym się wyrażał w swej Apokalipsie święty Jan Ewangelista, za czasów cesarza Domicyana. Ręczyć możemy, że gdyby J. T. Maston miał szczęście żyć za czasów tego ciemiężcy, prędkoby się z nim załatwiono. Wydanoby go na pożarcie bestyom dzikim, a on rzekłby tylko:
„Już po mnie!”
Bądź-co-bądź, niewzruszony J. T. Maston odmawiał wszelkich wiadomości co do miejsca x, pojmując nadto dobrze, że jeśli je odkryje, obaj jego wspólnicy, tak prezes Barbicane, jak kapitan Nicholl, będą postawieni w niemożności prowadzenia dalej rozpoczętego dzieła.
Jednak przyznajmy, że piękną była ta walka człowieka pojedyńczego ze światem całym. Zolbrzymiała go ona tak w oczach mistress Evangeliny Scorbitt, jak w opinii jego kolegów z Klubu strzeleckiego. Ci zacni ludzie i, bo niepodobna tego utaić, uparci jak wogóle dymisyonowani artylerzyści, obstawali mimo wszystko za projektami Barbicana i Spółki. Sekretarz Klubu strzeleckiego doszedł do takiej sławy, że moc osobistości zawiązałą z nim korespondencyę, jak się to robi ze zbrodniarzami wielkiego rozgłosu, celem zdobycia podpisu ręki, która wkrótce ziemię całą miała z gruntu przewrócić.
Wszelako choć to było piękne i szczytne, ale co chwila niebezpieczniejsze. Lud całemi masami, dniem i nocą, otaczał więzienie w Baltimore. Rozlegały się tam krzyki i hałas nieopisany. Szalejący tłum chciał samowolnie ze skóry obedrzeć J. T. Mastona. Policya widziała zbliżającą się chwilę, w której nie będzie w jej mocy ochronić go od następstw prawowitego oburzenia.
Pragnąc dać zadośćuczynienie ludom Ameryki, jak również obcym, rząd waszyngtoński postanowił nakoniec złożyć akt oskarżenia przeciw J. T. Mastonowi, a następnie stawić go przed sądem kryminalnym.
Skoro się sprawa dostanie przed przysięgłych, dręczonych śmiertelnym o własną skórę strachem, „prędko się z nim uwiną”, mówił Alcyd Pierdeux, który mimowoli uczuwał sympatyą dla zaciętego w swym uporze rachmistrza.
Z tego wszystkiego wynikło, że zrana dnia 5 Września prezes komisyi śledczej pojawił się w swej własnej osobie w celi więźnia.
Mistress Evangelina Scorbitt, na usilną prośbę, zgodziła się towarzyszyć mu. Kto wie, może wpływ tej uroczej damy wywrze pożądany skutek w chwili tego ostatniego widzenia. Należało wszystkiego próbować. Wszystkie środki są dobre, skoro prowadzą do celu. Jeżeli i to nie poskutkuje, trzeba będzie wziąć się do czegoś innego.
– Do czego innego – powtarzały przenikliwe umysły. – To mi dopiero śliczny interes! I cóż ztąd, że J. T. Maston będzie dyndał na szubienicy, skoro katastrofa spełni się w całej swej grozie!
Tak tedy około jedenastej z rana J. T. Maston znalazł się w obecności mrs. Evangeliny Scorbitt i Johna H. Prestice, prezesa komisyi śledczej.
Przystąpiono do interesu w sposób bardzo zwyczajny. W rozmowie, którą przytoczymy, wymienione zostały pytania i odpowiedzi z jednej strony ostre, z drugiej pełne spokoju.
I czy mógł kto przypuścić, że nadejdą okoliczności, w których spokój będzie po stronie J. T. Mastona!
– Po raz ostatni: czy będziesz pan odpowiadał? – spytał John H. Prestice.
– W jakiej kwestyi?… – zauważył ironicznie sekretarz Klubu strzeleckiego.
– W kwestyi miejsca, w którem przebywa pański kolega Barbicane.
– Powiedziałem to już ze sto razy.
– Powtórz pan to po raz setny pierwszy.
– Barbicane znajduje się tam, gdzie nastąpi wystrzał.
– A gdzież wystrzał nastąpi?
– W miejscu, w którem się znajduje mój kolega, prezes Barbicane.
– Strzeż się pan, panie J. T. Maston!
– Czego?
– Następstw własnego uporu, których następstwem nieuniknionem…
– Będzie nie dać wam się dowiedzieć o tem, coście wiedzieć nie powinni.
– O tem, co wiedzieć mamy prawo!
– Jestem w tym względzie innego zdania.
– Będziesz pan zawezwany przed sąd kryminalny, jak złoczyńca.
– Cóż robić!
– I sędzia wyda na pana wyrok potępiający.
– Być może.
– Po wyroku nastąpi wykonanie.
– Niech i tak będzie!
– Najdroższy Mastonie!… – ośmieliła się wyszeptać mistress Evangelina, której serce drżało pod wrażeniem strasznych gróźb.
– Oh!… pani! – wyrzekł Maston.
Spuściła głowę i zamilkła.
– A czyś pan ciekawy dowiedzieć się, jakim będzie ten wyrok? – mówił dalej John H. Prestice.
– I bardzo.
– Będziesz pan skazany na karę śmierci… na którą zresztą zasłużyłeś.
– Doprawdy?
– Będziesz pan powieszony, mogę panu zaręczyć tak, jak dwa a dwa stanowi cztery.
– Jeśli tak, mój panie – odrzekł z flegmą Maston, – to mam przed sobą pewne szanse. Gdybyś pan był chociaż słabym matematykiem, nie powiedziałbyś „tak jak dwa a dwa jest cztery!” A cóż nam dowodzi, że wszyscy matematycy po dziś dzień nie byli waryatami, twierdząc, że suma dwóch liczb równa się sumie ich części, to jest że dwa a dwa jest cztery?
– Mój panie!… – zawołał prezes, całkiem zbity z tropu.
– Tak! – mówił dalej Maston – gdybyś pan mi powiedział: „to jest tak pewne jak to, że jeden a jeden stanowią dwa”, toby było co innego! Toby było zupełnie jasne, bo to byłoby określenie a nie twierdzenie.
Po tej lekcyi arytmetyki prezes komisyi wyniósł się za drzwi, z czego korzystając, mrs. Evangelina Scorbitt obsypała płomiennemi wejrzeniami najwznioślejszego matematyka swych marzeń!
Bardzo krótki, ale w którym X. staje się wartością geograficzną.
zczęściem dla J. T. Mastona rząd związkowy otrzymał telegram, wysłany przez konsula amerykańskiego z Zanzibaru. Był on następnej treści:
„Janowi Wright, ministrowi stanu Washington, U.S.A.
„Zanzibar, 13 września, godzina 5 po południu.
„Wielkie roboty, wykonane w Wamasai, na południu łańcucha gór Kilimandżaro. Prezes Barbicane, kapitan Nicholl wraz z licznym personelem murzyńskim, znajdują się tu pod władzą sułtana Bali-Bali. To wszystko podaje do wiadomości rządowi oddany:
Ryszard W. Troust, konsul.”
W taki to sposób tajemnica tak starannie ukrywana przez Mastona wyszła na jaw. I dlatego tylko sekretarz Klubu strzeleckiego, chociaż uwięziony, nie został powieszony.
Kto wie czy potem nie żałował, niestety, po niewczasie, że nie umarł w całej pełni swej chwały!
Rozdział XV
Zawierający niektóre szczegóły wielce interesujące dla mieszkańców sferoidy ziemskiej.
ak więc rząd waszyngtoński dowiedział się nakoniec, gdzie mianowicie miał działać Barbicane and Co. Wątpić o autentyczności depeszy nie można było w żaden sposób. Konsul Zanzibaru był agentem zbyt pewnym i zawiadomienie przez niego przesłane zostało przyjęte bez żadnych zastrzeżeń. Zresztą zostało ono potwierdzone przez odebrany w ślad zatem telegram. Więc tedy w środku okolic Kilimandżaro, w afrykańskim Wamasai o jakie sto mil na zachód od wybrzeży, cokolwiek niżej linii równikowej, inżynierowie North Polar Practical Association byli w przededniu ukończenia swych prac olbrzymich.
Jakim sposobem potrafili usadowić się potajemnie w tej okolicy u stóp sławnej góry, rozpoznanej 1849 r. przez doktorów Rebwaniego i Krapfa, zwiedzonej potem aż do szczytu przez podróżników Ehlers’a i Abbot’a. Jak zdołali ustawić tam warsztaty, wybudować ludwisarnię, zebrać ilość robotników wystarczającą? Jakiemi środkami zawiązali stosunki z niebezpiecznemi pokoleniami krajowców, z ich władzcami, równie podstępnymi, jak okrutnymi? Tego nie wiedziano. A być może, że nikt nigdy się nie dowie, skoro już tylko brakło dni kilku do fatalnego terminu 22 Września.
To też, skoro J. T. Maston dowiedział się od Mistress Evangeliny Scorbitt, że tajemnica Kilimandżaro wykryta została przez depeszę nadeszłą z Zanzibaru:
– Pschutt!… – wyrzekł, kreśląc swym żelaznym haczykiem jakiś fantastyczny zygzak w przestrzeni. – Jak dotąd, jeszcze ludzie nie podróżują ani telegrafem – ani telefonem, a za sześć dni… będzie po wszystkiem.
A ktoby słyszał sekretarza Klubu strzeleckiego, jak swym donośnym głosem wygłaszał tę grzmiącą tyradę, byłby zdumiony tym zapasem energii żywotnej, która się niekiedy kryje w starych dymisyonowanych artylerzystach.
Oczywiście J. T. Maston miał słuszność. Brakło czasu na wysłanie agentów do Wamasai, z misyą przyaresztowania prezesa Barbicane. Przypuściwszy że ci agenci, wyjechawszy z Algeru lub z Egiptu, nawet chociażby z Aden, z Massuah, Madagaskaru lub Zanzibaru, zdołali szybko dostać się na wybrzeże, to jeszcze trzeba się było liczyć z trudnościami właściwemi samemuż krajowi z opóźnieniami spowodowanemi przeszkodami przedzierania się przez tę górzystą krainę, a być może że jeszcze i z oporem lub niechęcią robotników krajowców, podległych woli despotycznego sułtana.
Trzeba było tedy zrzec się nadziei przeszkodzenia operacyi, zatrzymując operatora.
A jeśli to ostatnie było niemożliwe, zato stawało się obecnie łatwem wywnioskować następstwa, ponieważ wiedziano o miejscu, z którego strzał miał być dany. Teraz było to tylko kwestyą rachunku, rachunku oczywiście dość skomplikowanego, ale który nie przechodził zdolności algebraistów w szczególności, a matematyków wogóle.
Ponieważ depesza konsula Zanzibaru przybyła prosto pod adresem Stanu w Waszyngtonie, więc rząd związkowy trzymał ją zrazu w tajemnicy. Zamierzał on – jednocześnie z ogłoszeniem jej publicznem – wskazać następstwa zmiany osi, sprowadzającej zmianę poziomu mórz. Mieszkańcy kuli ziemskiej mieli się jednocześnie dowiedzieć, jaki los ich oczekiwał, zależnie od zamieszkiwanej przez nich części ziemskiej sferoidy.
Można łatwo pojąć, z jak gorączkową niecierpliwością oczekiwali owego wyroku!
W dniu 14 Września wysłano depeszę do biura geograficznego w Waszyngtonie, zapytując o ostateczne następstwa mającej nastąpić zmiany osi tak pod względem geograficznym, jak balistycznym. Zaraz następnego dnia położenie zostało jasno określone. Wypracowanie to zostało natychmiast zakomunikowane nićmi podmorskiemi wszystkim mocarstwom Nowego i Starego Lądu. Odbite w setkach dzienników, zostało obwoływane po wszystkich większych miastach obu półkul.
„Co to będzie? co to będzie?”
To pytanie brzmiało we wszystkich językach i po wszystkich krańcach kuli ziemskiej.
Oto treść tego, co zadecydowało biuro astronomiczne:
„Pilne ostrzeżenie.
„Doświadczenie, na które się ważą prezes Barbicane i kapitan Nicholl, jest następujące: sprawić odskok, to jest cofnięcie się wstecz, w dniu 22 Września o północy, zapomocą działa milion razy takiej objętości, co zwykła armata o dwudziestu siedmiu kilometrach, które ma rzucić pocisk wagi stu ośmdziesięciu tysięcy tonn nabity prochem, dającym szybkość początkową dwóch tysięcy ośmiuset kilometrów.
„Jeśli wystrzał dokona się cokolwiek poniżej linii równika, mniej więcej na trzydziestym czwartym stopniu długości na wschód od południka Paryża, u stóp łańcucha Kilimandżaro, i jeśli będzie skierowany ku południowi, wtedy następstwa mechaniczne na powierzchni ziemskiej sferoidy będą następne:
„W tejże chwili wskutek wstrząśnienia, połączonego z ruchem dziennym, nowa oś się utworzy, a ponieważ dawna oś się posunie z miejsca o 23°28’, podług obliczeń J. T. Mastona, nowa oś będzie prostopadła w stosunku do płaszczyzny ekliptyki.
„A teraz następuje pytanie, którędy będzie wychodziła nowa oś? Znając miejsce, z którego ma być strzał dany, łatwem jest to obrachować i to zostało dokonane.
„Północny koniec nowej osi będzie położony pomiędzy Grenlandyą i ziemią Grinnel w tej właśnie części morza Baffińskiego, która przecina obecnie koło biegunowe północne. Południowy koniec wypadnie na granicy koła biegunowego południowego, o kilka stopni na wschód ziemi Adel.
„W tych warunkach nowy południk zero, idąc od bieguna północnego, przechodzić będzie przez Dublin w Irlandyi, Paryż we Francyi, Palermo w Sycylii, odnogę Wielki Sylt na wybrzeżu Trypolitańskiem, Obeid w Darfurze, łańcuch gór Kilimandżaro, wyspę Madagaskar, wyspę Kergueleu na oceanie Spokojnym południowym, nowy biegun południowy, antypody Paryża, wyspy Cook i Towarzyskie w Oceanii, wyspy Quadra i Vancouver na wybrzeżu Kolumbii angielskiej, ziemię Nowej Brytanii, północną Amerykę i półwysep Melville, leżący w strefach podbiegunowych północnych.
„Skutkiem stworzenia tej nowej osi obrotowej, wychodzącej przez morze Baffińskie na północy a ziemię Adel na południu, utworzy się nowy równik, ponad którym słońce zakreślać będzie niezmiennie już swą dzienną linię krzywą. Ta linia równikowa będzie przechodziła góry Kilimandżaro w Wamasai, ocean Indyjski, Goa i Chicacola cokolwiek poniżej Kalkutty w Indyach, Maugalu w królestwie Siam, Kesho w Tonkinie, Hong-Kong w Chinach, wyspę Rasa, wyspy Marshall, Gaspar Rico, Walker na oceanie Spokojnym, Koldyriery w rzeczpospolitej argentyńskiej, Rio de Janeiro w Brazylii, wyspy Świętej Trójcy i Świętej Heleny na oceanie Atlantyckim, Santo Paulo de Loanda w Kongo, i nakoniec powróci do ziem Wamasai z odwrotnej strony gór Kilimandżaro.
„Przedewszystkiem należy zauważyć, że dyrektorowie North Polar Practical Association usiłowali zmniejszyć skutki tej operacyi, o ile to było możliwem. Wistocie, gdyby strzał był dany w stronę północy, następstwa byłyby straszne dla części najbardziej cywilizowanych kuli ziemskiej. Przeciwnie, strzelając w stronę południa, następstwa te dadzą się uczuć stronom mniej zaludnionym i bardziej dzikim – zwłaszcza co się tyczy klęski zalania.
„Oto w jaki sposób rozdzielą się wody, wyrzucone ze swych łożysk skutkiem spłaszczenia sferoidy przy dawnych biegunach.
„Kula ziemska podzielona będzie przez dwa wielkie koła przecinające pod kątem prostym Kilimandżaro i jego antypoday na oceanie Spokojnym. Ztąd utworzą się cztery segmenty: dwa w półkuli północnej, dwa w południowej, podzielone liniami, na których nie będzie żadnej zmiany poziomu.
1. Półkula północna:
„Pierwszy segment na zachód Kilimandżaro, zawierać będzie Afrykę od Kongo aż do Egiptu, Europę od Turcyi do Grenlandyi, Amerykę od Kolumbii angielskiej aż do Peru i Brazylii do wysokości San Salvador, nakoniec cały ocean Atlantycki północny i większą część Atlantyku.
„Drugi segment na wschód Kilimandżaro, będzie zawierał większą część Europy od morza Czarnego aż do Szwecyi, Rossyę europejską i azyatycką, Arabię, całe prawie Indye, Persye, Beludżystan, Afganistan, Turkestan, Państwo Niebieskie, Mongolię, Japonię, Koreę, morze Czarne, morze Kaspijskie, część wyższą oceanu Spokojnego, kraje Alaszka w północnej Ameryce i zarazem posiadłości podbiegunowe, tak nie w porę oddane na łup North Polar Practical Association.
„2. Półkula południowa:
„Trzeci segment na wschód Kilimandżaro, będzie zawierał Madagaskar, wyspy Marion, Kerguelen, Maurice, Zgromadzenia i wszystkie wyspy morza Indyjskiego, ocean Południowy aż do nowego bieguna, półwysep Malakka, Jawę, Sumatrę, Borneo, wyspy Sondzkie, Filipińskie, Australię, Nową Zelandyę, Nową Gwineję, Nową Kaledonię, całą część południową oceanu Spokojnego i jego liczne archipelagi, aż po sto sześćdziesiąty południk.
„Czwarty segment na zachód Kilimandżaro, obejmie część południową Afryki, od Kongo i kanału Mozambiku, aż do przylądka Dobrej Nadziei, ocean Atlantycki południowy aż do ośmdziesiątego równoleżnika, całą południową Amerykę od Pernambuko i Limy, Boliwię, Brazylię, Uraguay, Rzeczpospolitą Argentyńską, Patagonię, Ziemię Ognistą, wyspy Maluińskie, Sandwicz, Shetland i część południową oceanu Spokojnego na wschód od sto sześćdziesiątego stopnia długości.
„Takie to będą cztery segmenty kuli ziemskiej, oddzielone linią, na której poziom nie ulegnie żadnej zmianie.
„Teraz pozostaje wykazać następstwa sprowadzone na powierzchni tych czterech segmentów skutkiem przeniesienia z miejsca na miejsce mórz.
„Na każdym z tych segmentów jest punkt środkowy, w którym następstwa te będą krańcowe, czy to dlatego, że wody nań będą strącone, czy też że zeń się osuną.
„Ta kwestya jest orzeczona z najdokładniejszą ścisłością przez obliczenia J. T. Mastona, który twierdzi, że maximum następstw tych dochodzić będzie 8415 metrów na każdym z tych punktów, od których się oddalając, różnica poziomu będzie się zmniejszać aż do linij neutralnych, formujących granice segmentów. W tych więc punktach następstwa będą najpoważniejsze, patrząc z punktu bezpieczeństwa publicznego, na które nastawała operacya prezesa Barbicana.
„Dwie rzeczy są do zauważenia w każdem z tych następstw.
„W dwóch segmentach, położonych jeden naprzeciw drugiego, na półkuli północnej i południowej, morza cofną się, by zalać dwa drugie, również leżące jeden naprzeciw drugiego w każdej z półkul.
„W pierwszym segmencie: ocean Atlantycki wypróżni się prawie zupełnie, a ponieważ punkt maximum zniżenia będzie mniej więcej na wysokości Bermudów, ukaże się dno morza, jeśli wszakże głębokość morza jest mniejsza w tem miejscu niż 8,415 metrów. Skutkiem tego pomiędzy Ameryką i Europą utworzą się obszerne posiadłości, które Stany Zjednoczone, Anglia, Francya, Hiszpania i Portugalia będą mogły zagarnąć w części przypadającej na każde z nich, ze względu na ich rozległość geograficzną, naturalnie jeśli to im będzie na rękę. Trzeba wszakże zauważyć, że skutkiem zniżenia wód, warstwy powietrza opadną również, więc brzegi Europy i Ameryki będą podniesione do takiej wysokości, że miasta, położone nawet o dwadzieścia i trzydzieści stopni od punktów maximum, będą miały do rozporządzenia tylko tę ilość powietrza, która się znajduje obecnie na wysokości mili w atmosferze. Damy tu za przykład tylko znaczniejsze: Nowy-York, Filadelfię, Charlestown, Panamę, Lizbonę, Madryt, Paryż, Londyn, Edynburg, Dublin i t.d. Jedne tylko miasta Kair, Konstantynopol, Gdańsk, Sztokholm z jednej strony, i wyspy wybrzeża wschodniego amerykańskiego z drugiej, zachowają swe normalne położenie względnie do ogólnego poziomu. Co zaś do Bermudów, powietrza zabraknie im tak, jak go braknie aeronautom, którzy potrafili wznieść się do 8,000 metrów wysokości, jak go braknie najwyższym wierzchołkom łańcucha Tybetu. Zatem niepodobnem będzie żyć tam.
„Takie same następstwa w segmencie przeciwnym, zawierającym ocean Indyjski, Australię i jedną czwartą część oceanu Spokojnego, którego wody wyleją się częściowo na szlaki południowe Australii. Tam maximum deniwelacyi da się uczuć urwistym brzegom ziemi Nuyts, a miasta Adelaida i Melburne ujrzą poziom Oceanii, zniżający się o jakie ośm kilometrów. Że warstwa powietrza, w której one wtedy zostaną zanurzone, będzie bardzo czysta, to nie ulega wątpliwości, lecz za to nie będzie ono gęstem o tyle, by wystarczyć potrzebom oddychania.
„Takiej to zmianie ulegną części kuli ziemskiej w dwóch segmentach, w których dopełni się podniesienie wypróżniające baseny mórz. Tam ukażą się prawdopodobnie nowe wyspy, utworzone z wierzchołków gór podmorskich w częściach niezupełnie pozbawionych płynnej cieczy.
„Ale jeśli zmniejszenie gęstości warstw powietrza ma pewne niedogodności dla części lądów podniesionych w wysokie strefy atmosfery, cóż stanie się z temi, które wkroczenie mórz pokryje? Można jeszcze jako tako oddychać pod ciśnieniem powietrza niższem od ciśnienia atmosferycznego, ale oddychać pod kilkoma metrami wody niepodobna chyba, a to właśnie miało być udziałem dwóch drugich segmentów.
„W segmencie na północno-zachód od Kilimandżaro, punkt maximum zalania wypada na Jakuck w samym środku Syberyi. Od tego miasta, zatopionego pod 8,415 metrami wody, odjąwszy z tego jego obecną wysokość – warstwa płynna, zmniejszając się coraz bardziej, rozciągnie się aż do linij neutralnych, zalewając większą część Rosyi azyatyckiej, Indyj, Chin, Japonii, amerykańskiej Alaszki aż po za cieśninę Berynga. Być może, że góry Uralskie ukażą się z wody w kształcie wysepek ponad wschodnią częścią Europy. Co zaś do Petersburga, Moskwy z jednej strony, Kalkutty, Bankoku, Zajgonu, Pekinu, Hong-Kong, Jeddo z drugiej, miasta te znikną pod warstwą wody głębokości nie jednostajnej, ale nadto dostatecznej, by zatopić Rossyan, Indusów, Siamczyków, Kochinchijczyków, Chińczyków i Japończyków, wrazie gdy ci nie będą mieli dość czasu, by wyemigrować ztamtąd przed katastrofą.
„W segmencie położonym na południo-zachód od Kilimandżaro klęski będą mniej znaczne, z powodu, że segment ten jest w znaczniejszej części pokryty wodami Atlantyku i Oceanu Spokojnego, których poziom wzniesie się do 8,415 metrów, w miejscu, gdzie się znajduje Archipelag wysp Maluińskich. Niemniej jednak, obszerne okolice znikną pod tym sztucznym potopem, między innemi kąt Afryki południowej od niższej Gwinei i Kilimandżaro aż do przykądka Dobrej-Nadziei i cały trójkąt południowej Ameryki, utworzony z Peru, Brazylii środkowej, Chili i rzeczypospolitej argentyńskiej, aż do Ziemi Ognistej i przylądka Horn. Patagończycy, pomimo wielkiego wzrostu, nieunikną zalania i nawet nie będą mieli ratunku w ucieczce na Kordyliery, których najwyższe szczyty nie wyjdą po nad wodę w tej części kuli ziemskiej.
Takiemi to mają być następstwa zbrodniczego zamachu Barbicane’a: zniżenie lub podwyższenie ponad nową powierzchnię mórz, owoc zmiany poziomu powierzchni ziemskiej sferoidy. Takie to są ewentualności, przeciw którym interesowani zabezpieczyć się winni, jeśli zamach zbrodniczy prezesa Barbicane nie zostanie w porę unicestwiony.”
Rozdział XVI
W którym chór malkontentów idzie crescendo i rinforzando.
tosując się do ogłoszenia zamieszczonego w dziennikach, należało ubiezpieczyć się przeciw niebezpieczeństwom położenia, zniweczyć je, albo przynajmniej uciec od nich, przenosząc się na linie neutralne, gdzie niebezpieczeństwo nie zagrażało.
Ludzie zagrożeni dzielili się na dwie kategorye: uduszonych i potopionych.
Ogłoszenie wzmiankowane dało pole do rozpraw i sądów najróżnorodniejszych, które wszystkie zamieniły się w gwałtowny protest.
Po stronie uduszonych znajdowali się Amerykanie Stanów Zjednoczonych, Europejczycy Francyi, Anglii, Hiszpanii i t.d. To też nadzieja przyłączenia do swych posiadłości głębin oceanu nie była gratką dostateczną, by zgodzili się na takie przewroty. Tak więc Paryż, mający leżeć w odległości od bieguna równającej się obecnej, nie zyskiwał nic na tej zmianie. Co prawda, będzie rozkoszował się wieczystą wiosną, ale za to straci wiele ze swej warstwy powietrza. Otóż perspektywa ta daleka była od zadowolenia Paryżan, którzy mają zwyczaj zużywać tlen bez miary w braku ozonu, a zresztą…
Ze strony zatopionych znajdowali się mieszkańcy Ameryki południowej, potem Australczycy, Kanadyjczycy, Indusi, Zelandczycy. Otóż Wielka Brytania nie ścierpi, by Barbicane and Co pozbawiał ją najbogatszych jej kolonij, w których żywioł anglo-saski dąży do usadowienia się na miejscu żywiołu krajowego. Oczywiście, odnoga Meksykańska wypróżni się, by utworzyć obszerne królestwo Antyllów, o prawa nad którem będą mogli upomnieć się Meksykanie i Jankesi na zasadzie nauki Munro. Tak samo cały basen wysp Sondzkich, Filipińskich, Celebes, opróżniony z wody, odkryje ogromne posiadłości, które Anglicy i Hiszpanie potrafią zagarnąć. Śliczna mi kompensata!
Nie zrównoważy ona strat, sprawionych straszliwym zalewem.
Ach! gdybyż choć w zalewie tym mieli być zatopieni tylko Samojedzi albi Lapończycy syberyjscy, Tuaggieńczycy, Potagończycy, nawet Tatarzy, Chińczycy, Japończycy i niektórzy Argentyńczycy, wtedy państwa cywilizowane możeby i przyjęły tę ofiarę. Ale zawiele mocarstw brało udział w katastrofie, żeby miały nie protestować, i to najenergiczniej.
W tem zaś, co się odnosi wyłącznie do Europy, to chociaż jej środkowa część miała pozostać nienaruszona, za to podniesienie wschodniej części, a zniżenie zachodniej, musiałyby nieuniknionem następstwem udusić mieszkańców jednej, a potopić mieszkańców drugich. Otóż na to niepodobna się było zgodzić. Oprócz tego, Środziemne morze opróżniłoby się całkowicie prawie, a tegoby nie znieśli ani Francuzi, ani Włosi, ani Hiszpanie, ani Grecy, ani Turcy, ani Egipcyanie, którym ich stanowisko mieszkańców nadbrzeżnych daje niezaprzeczone prawa do tego morza. A przytem, do czegoby się zdał wówczas kanał Sueski, który miał być ocalony dzięki swemu położeniu na linii neutralnej? Jakżeby zużytkować wtedy zadziwiające prace pana Lessepsa, gdyby raptem zabrakło morza Środziemnego z jednej, a ubyło morza Czerwonego z drugiej strony – choćby przyszło i kopać kanał dalej na długość jakich setek mil…
Jednym słowem nigdy, przenigdy! Anglia nie zgodzi się widzieć Gibraltar, Maltę i Cypr zamieniające się w cyple gór, ginące gdzieś het w chmurach, do których jej okręty wojskowe nie będą już mogły przybijać. Nie! jej nie zadowoli zwiększenie posiadłości, odkrytych wypróżnieniem Atlantyku. A jednakowoż major Donellan wybierał się już jechać do Europy, by przedstawić prawa swej ojczyzny do tych nowych terytoryów, na wypadek gdyby przedsięwzięcie Barbicane’a and Co doszło do skutku.
I skutkiem tego wszystkiego były protesty, które przychodziły ze wszystkich stron, nawet od mocarstw leżących na liniach niemających być spustoszonemi zmianą poziomu, gdyż te pod innemi względami ucierpieć na niej miały. Te protesty stały się gwałtowniejszemi od chwili, gdy depesza, z Zanzibaru przysłana, dając poznać miejsce wystrzału, dozwoliła zredagować ostrzeżenie niezbyt uspokajającej treści, które powyżej przytoczyliśmy!
Tak tedy prezes Barbicane, kapitan Nicholl i J. T. Maston zostali wyjęci z pod praw ludzkości.
Można wyobrazić sobie, co to za złote czasy rozpoczęły się dla dzienników wszelkich kolorów. Wyrywano sobie wzajem numera. Odbijano wciąż dodatkowe. Może po raz pierwszy tym razem zobaczono jednoczące się we wspólnym proteście dzienniki, które w każdej innej kwestyi nigdy się z sobą nie zgadzały: Nowosti, Nowoje Wremia, Gazeta Moskiewska, Ruskoje Dieło, Grażdżanin, Dziennik z Karlskrony, Dziennik Kronsztadzki, Handelsbad, Vaterland, Fremdenblatt, Nee Badische Landeszeitung, Magdeburska Gazeta, Neue-Freie Presse, Berliński Tagblatt, Extrablatt, Post, Volksblatt, Boersencourier, Syberyjska Gazeta, la Gazette de Croix, la Gazette de Voss, Reichsanzeiger, Germania, Epoka, Correo, Imparcial, Correspondencia, Iberia, Czas, Figaro, l’Intransigeant, le Gaulois, l’Univers, la Justice, la République Francaise, l’Autorité, la Presse, le Matin, le XIX Sičcle, la Liberté, l’Illustration, le Monde Illustré, la Revue des Deux Mondes, le Cosmos, la Revue Bleue, la Nature, la Tribuna, l’Osservatore Romano, l’Esercito Romano, la Fanfalla, le Capitan Fracassa, la Riforma, Pester Lloyd, l’Ephymeris, l’Aeropolis, Palingenesia, le Courrier de Kuba, le Pionnier d’Alahabad, Spaska Nezavisimost, l’Indépendance romaine, le Nord, l’Indépendance belge, Sydney Morning Herald, Edinbourgh Review, Manchester Guardian, Scotsman, Standard, Times, Trutts, Sun, Central News, Pressa Argentina, Romanul de Bukarest, Kuryer-San-Francisco, Handlowa Gazeta, Kalifornijski San Diego, Monitoba, Echo Spokojnego Oceanu, Uczony Amerykanin, Kuryer Stanów Zjednoczonych, New-York Herald, World of New-York, Daily Chronichle, Buenos-Ayres Herald, Réveil du Maroc, Hu-Pao, Tching-Pao, Kuryer z Hai-pong, Monitor rzeczypospolitej Kunani. Słowem aż do Mac Lane Express, dziennika poświęconego kwestyom ekonomii politycznej, który zwrócił uwagę ogółu na następstwo głodu, grożącego zapanowaniem w spustoszonych krainach. To już nie równowaga europejska miała być nadwyrężona – czyż drobnostki takie mogły obecnie wchodzić w rachubę! – ale równowaga powszechna. Wyobraźcie sobie, proszę, tylko wrażenie wywierane na świat, który wpadł w przystęp szału, a który panująca newroza, ta charakterystyczna cecha XIX wieku, usposobiła do niezdrowych wrażeń, do wszelkich epilepsyj. Była to bomba padająca w beczkę z prochem.
Co zaś do J. T. Mastona, zdawało się już, że nadeszła ostatnia jego godzina.
W dniu 17 Września tłum szalejący wtargnął do jego więzienia z zamiarem rozszarpania go, a wyznać musimy, że policya nie stawiła mu żadnego oporu.
Cela J. T. Mastona była opróżniona. Mrs. Evangelina Scorbitt, zapłaciwszy na wagę złota życie zacnego artylerzysty, zdołała go wyswobodzić. Stróż więzienny tem łatwiej dał się uwieść ponęcie zrobienia majątku, że miał nadzieję używać go aż do kresu ostatecznej starości. Wistocie Baltimore, jak Waszyngton, Nowy York i inne główne miasta amerykańskich wybrzeży znajdowały się w kategoryi miast podniesionych, ale którym pozostawało dość powietrza na użytek codzienny mieszkańców.
Tak tedy J. T. Maston dostał się do jakiegoś okrytego tajemnicą schronienia, uchodząc przed zemstą oszalałej publiczności. Tak więc istnienie tego burzyciela światów zostało ocalone poświęceniem kochającej kobiety. A teraz pozostawało czekać jeszcze cztery dni – cztery dni! – na spełnienie zamachu Barbicane and Co.
Jak widzimy, pilne ostrzeżenie zostało zrozumiane o tyle, o ile niem być mogło. W początkach wprawdzie znalazło się kilku sceptyków nie wierzących w spełnienie przepowiedzianych katastrof, jednakże w obecnej chwili nie było ich już. Rządy pośpieszyły uprzedzić swoich poddanych – będących względnie w małej liczbie – że mają być przeniesieni do stref przerzedzonego powietrza; potem tych, których liczba była znaczniejsza, a których posiadłości miały być zatopione.
Skutkiem tych ostrzeżeń, przesłanych depeszami do pięciu części świata, rozpoczęła się wędrówka, której podobnej ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało nawet w epoce wędrówek aryjskich ze wschodu na zachód. Był to jak gdyby exodus Mojżesza, ale zawierający w sobie rasy hotentockie, malajskie, murzyńskie, czerwone, żółte, brunatne i białe…
Na nieszczęście brakło czasu. Godziny były policzone. Gdyby chociaż kilkomiesięczna zwłoka, chińczycy mogliby opuścić Chiny, australczycy Australię, patagończycy Patagonię, sybiracy prowincye syberyjskie i t.d.
Ale teraz, kiedy niebezpieczeństwo zostało umiejscowione, gdy dowiedziano się, jakim częściom kuli ziemskiej nie grozi nic, lub prawie nic, przestrach stał się mniej ogólnym. Niektóre prowincye, niektóre państwa nawet zupełnie ze strachu ochłonęły. Jednem słowem, z wyjątkiem okolic, które bezpośrednio były zagrożone, doznawano tylko tej obawy, zresztą zwyczajnej, jaką uczuwa każda ludzka istota, wyczekująca strasznego wstrząśnienia.
A tymczasem Alcyd Pierdeux nie przestawał powtarzać sobie, wymachując rękami jak słup telegraficzny dawnego systemu:
„Jakim sposobem u dyabła prezes Barbicane zdoła sfabrykować działo milion razy większe od działa o dwudziestu siedmiu kilometrach? Dyabelski Maston! Chciałbym się z nim zobaczyć, by mu w tej kwestyi powiedzieć: w tem niema za grosz sensu, ani za grosz, do kroćset milionów!”
Bądź co bądź, niepowodzenie operacyi było jedyną szansą ocalenia od katastrofy niektórych części kuli ziemskiej.